środa, 31 października 2012

Nie potrzeba mi



            Smutne piosenki są dobre przy wbijaniu gwoździ do własnej trumny. Pierwszy akord, puk, drugi akord, puk, trzeci akord i gwóźdź wszedł. Jeszcze parę piosenek, paczka gwoździ i możemy się pochwalić całkiem porządnym pudłem, w którym wystarczy się położyć i zamknąć oczy.
        Równowaga w życiu polega na wypośrodkowaniu własnego dystansu do świata. Zarówno dobre jak i złe rzeczy uczą nas dojrzałości w postrzeganiu spraw wokół. Zakreślają w nas nieścieralny ślad, który możemy nazwać doświadczeniem, co pociąga również za sobą pewną odporność na rzeczywistość. Jedni uczą się dłużej, inni szybciej. Ile razy można się nabrać na tą samą rzecz? Ile razy jeszcze potrzeba uderzyć głową w mur, żeby stwierdzić, że to boli? Niby wcześniejsze doświadczenia uczą nas, a przynajmniej otwierają oczy na pewne rzeczy, a i tak stajemy przed tym przysłowiowym murem, i kolejny raz z rozmachem stykamy nasze czoło z cegłą. Nie uczymy się, czy nie chcemy? Jeśli chodzi o uczucia to raczej wierzymy, że tym razem uderzenie w mur nie zaboli. W sercach pielęgnujemy nadzieję na szczęście, lub zamykamy je na klucz. Tak czy tak, przychodzi prędzej czy później dzień, w którym albo nas zabolą otwarte drzwi, bo wejdą niewłaściwe osoby, albo z racji, że zamknięte, nie wejdzie nigdy nikt. Tutaj właśnie trzeba nabrać dystansu do siebie, do innych i choć drzwi zostawić przymknięte, to zawsze nasłuchiwać czy czasem ktoś nie zapuka.
           Przy trzeciej piosence i przy poobijanych palcach przy wbijaniu, stwierdzam, że nie warto. Nie potrzeba mi tego pudła, a tym bardziej nie potrzeba mi ludzi, którzy sprawiają, że sięgam po gwoździe.

środa, 3 października 2012

Chcesz to przegrywaj




           Życie, można by powiedzieć, nie dla wszystkich takie samo. Każdy ma swoją drogę, jedni lżejszą drudzy bardziej kamienistą. Każdy, pisaną na miarę swoich możliwości. Jedni są słabsi i nie znieśli by ciężaru takiego jak ci silniejsi. Czyżby dla każdego z nas los wybiórczo selekcjonował każde zmartwienie? Może. Widać czasami, zarówno ci silniejsi jak i słabsi, poddają się. Przywiera do nich, jak pijawka, obleczone w bezsilność zmartwienie. Są dwie drogi. Albo się poddać, spaść na dno gdzie nic nie ma i gdzie spaść już niżej nie można, albo spojrzeć w górę, wziąć głęboki oddech i powiedzieć- dam radę! Co zrobić jednak, gdy tych zmartwień przybywa? Gdy czają się jak wygłodzone bestie za rogiem, by dobrać się do naszej siły i wyssać wszystko łącznie z nadzieją? Kiedyś ktoś powiedział, że przegrywa ten kto się podda. Nie ten co walczy do końca. Najgorszą rzeczą jest się poddać, stracić ostatnią nadzieję. Nie wolno nam. To jak przeżyjemy nasze życie zależy wyłącznie od nas. To czy się poddamy również. Dla mnie choćby było nie wiadomo jak ciężko zawsze staram się chwycić chociażby małej iskierki nadziei, choćby dotknąć odrobiny światła. Ciemność jest straszna. Nie ma w niej nic, oprócz pustki bezgranicznego cierpienia. Dlatego jak ktoś chce, niech przegrywa, ale nie ja.