Idę powoli, wiatr sypie piaskiem w oczy. Podnoszę dłoń i z
przymrużonymi oczami patrzę przed siebie. Czasami się odwracam, by twarz
odpoczęła od ciosów małych ziarenek. Jedno ziarno jest zbyt małe, by wyrządzić
krzywdę, lecz cała ich armia sprawia ból atakując w tym samym momencie. Czasami
siadam i z podkurczonymi nogami wtulam się w siebie. Wsłuchuję się w bicie
serca, które raz po raz wystukuje rytm mojego życia. Czasami siedzę zbyt długo
i czekam, aż przejdzie wiatr, aż przestanie padać, aż słońce nie będzie grzało zbyt
mocno. Czekając, widzę jak przelatują mi przez palce chwile, których już nie
odzyskam. Chwile tak ulotne, że niektóre zdarzają się tylko raz podczas całej
drogi. Podnoszę się i powoli ruszam dalej. Po drodze wszystko się zmienia. Od krajobrazu
poprzez pogodę, aż do zmiany samej siebie. Czasami zatrzymuję się zauroczona
czyimś spojrzeniem lub wsłuchana w rytmiczną melodię natury. Znowu siadam, zmęczona
trudem podróży. Zamykam oczy, lecz nadal czuję zapach kurzu na drodze. Nadal słyszę
zmagania i jęki innych podróżnych. Czasami czuję strach. Strach przed tym co
będzie, który nie pozwala mi iść do przodu. Odwracam się. Spoglądam ukradkiem
przez ramię. Nic. Z powrotem z przymrużonymi oczami spoglądam przed siebie. Niewiele
dostrzegam. Wiatr nadal zatacza kłęby kurzu na drodze. Stawiam krok. Nie ważne
jak długo będę szła. Ważne w jaki sposób przejdę moją drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz