środa, 28 listopada 2012

Idę, stoję, siadam, leżę...



          Idę powoli, wiatr sypie piaskiem w oczy. Podnoszę dłoń i z przymrużonymi oczami patrzę przed siebie. Czasami się odwracam, by twarz odpoczęła od ciosów małych ziarenek. Jedno ziarno jest zbyt małe, by wyrządzić krzywdę, lecz cała ich armia sprawia ból atakując w tym samym momencie. Czasami siadam i z podkurczonymi nogami wtulam się w siebie. Wsłuchuję się w bicie serca, które raz po raz wystukuje rytm mojego życia. Czasami siedzę zbyt długo i czekam, aż przejdzie wiatr, aż przestanie padać, aż słońce nie będzie grzało zbyt mocno. Czekając, widzę jak przelatują mi przez palce chwile, których już nie odzyskam. Chwile tak ulotne, że niektóre zdarzają się tylko raz podczas całej drogi. Podnoszę się i powoli ruszam dalej. Po drodze wszystko się zmienia. Od krajobrazu poprzez pogodę, aż do zmiany samej siebie. Czasami zatrzymuję się zauroczona czyimś spojrzeniem lub wsłuchana w rytmiczną melodię natury. Znowu siadam, zmęczona trudem podróży. Zamykam oczy, lecz nadal czuję zapach kurzu na drodze. Nadal słyszę zmagania i jęki innych podróżnych. Czasami czuję strach. Strach przed tym co będzie, który nie pozwala mi iść do przodu. Odwracam się. Spoglądam ukradkiem przez ramię. Nic. Z powrotem z przymrużonymi oczami spoglądam przed siebie. Niewiele dostrzegam. Wiatr nadal zatacza kłęby kurzu na drodze. Stawiam krok. Nie ważne jak długo będę szła. Ważne w jaki sposób przejdę moją drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz